Ciągle smutny, przygnębiony,
Obrośnięty i spocony.
Bez rodziny, bez mieszkania,
Bez pomocy oczekiwania.
Nie rozmawia teraz z nikim,
Chodzi sam swoim chodnikiem.
Kiedyś odszedł od swej żony,
Teraz głodny, wychudzony,
Nie ma pragnień.
Nie ma życzeń,
Jest spokojny,
Choć spragniony.
Mieszka w domu opuszczonym,
W pustostanie już zniszczonym.
Śpi na cienkim materacu,
W samym centrum, na cmentarzu,
Nie przejmuje się przyszłością,
Żyje tylko teraźniejszością.
Nagle, pewnego dnia z rana,
Spotkała go Biała Dama,
Zatrwożyła się kobieta,
Pomyślała – żal człowieka.
Poszła, by z nim porozmawiać,
Sytuację jego zbadać.
Trudna była z nim rozmowa,
Oj, bolała po niej głowa.
On pomocy żadnej nie chciał,
I na stan swój nie narzekał.
Lecz kobieta spać nie mogła,
Chętnie by mu już pomogła.
Odwiedziła go ponownie,
Dając kołdry, pościel, spodnie,
Mydło i przybory do golenia
Dając mu do zrozumienia,
Że gdy przyjdzie tu ponownie
On wyglądać ma porządnie.
Przy następnych odwiedzinach,
Czarny człowiek się nie zmienia.
Dalej brudny, zarośnięty,
Stanem swym jest nie przejęty.
Biała Dama zatroskana,
Jak odmienić tego pana ?
Z zapalonym papierosem
Debatują nad jego losem.
Biała Dama postanawia,
Że poczyni pewne starania,
Aby załatwić noclegownię,
By mógł żyć i spać wygodnie
Cóż się jednak okazało ?
Kierownictwo już go znało,
Kilka razy u nich gościł,
Noclegownie wnet opuścił.
Już po kilku dniach pobytu,
Odszedł do swojego „dobrobytu”.
Siłą nic się tu nie zrobi,
Trzeba czekać aż się zgodzi
I wymyślić jakiś sposób
Na odmianę jego losu.
Wielu takich można spotkać,
Co w tym stanie pragnie zostać,
Lecz niewiele Białych Dam,
Co chcą zmienić ten ich stan
Fidel, sierpień
2008